Zwariowałam

Zainspirowana niecodziennymi wydarzeniami z mojego życia, które ostatnio miały i wciąż mają miejsce, postanowiłam opowiedzieć Wam co u mnie.  Dlaczego uważam, że wydarzenia te są niecodzienne? Przekonajcie się sami... 

Tak Pani Kasiu, przedłużamy z Panią umowę....  

Mój ostatni post na tym blogu dotyczył pracy. Zastanawiałam się co zrobić, czy przedłużyć umowę, czy odejść? Wiele nad tym myślałam i postanowiłam negocjować. Brzmi to śmiesznie dlatego, że  negocjowałam coś, co powinno mi się z marszu należeć - płatne nadgodziny. Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia poza pracą, z której - de facto - nie jestem do końca zadowolona. Z bólem serca i przeświadczeniem o rychłym pożegnaniu zadałam to pytanie: 

- Panie Prezesie kończy mi się umowa, czy będę miała ją przedłużoną? 
- Oczywiście Pani Kasiu, jesteśmy zadowoleni z Pani pracy, proszę się nie martwić - powiedział Prezes bez zastanowienia.
- A czy mogłabym negocjować warunki tejże przyszłej umowy? 
- Co konkretnie? - Prezes wyraźnie się zaciekawił i zaniepokoił. Widać było, że zupełnie nie spodziewał się żadnych dodatkowych pytań.
- Chciałabym żeby nadgodziny, które tu wypracowuję były mi wypłacane zgodnie z przepisami Kodeksu Pracy.
- Pani Kasiu zapytam w Pani imieniu zarząd w Warszawie, ale wątpię w to, że się zgodzą. To z założenia miał być zadaniowy czas pracy a Panie miały wyrabiać się w 8h. 
- Ale sam Prezes widzi, że nie ma takiej możliwości żeby się wyrobić. Codziennie siedzimy PRZYNAJMNIEJ po 9 h a w żaden sposób nie przekłada się to na zarobki. Mogłabym myśleć, że moja praca jest niewydolna, ale wszystkie siedzimy i ja - najmniej doświadczona i inni pracujący tu po parę dobrych lat. 
- Dobrze Pani Kasiu zapytam i dam Pani znać. 


Zapytał a po dwóch tygodniach otrzymał telefon z Warszawy, że nieprzedłużaną ze mną umowy. W zasadzie brałam tą opcję pod uwagę, ale i tak usłyszenie tego było lekkim szokiem. Nikt nie lubi być zwalniany - dla mnie był to pierwszy raz w życiu. Zazwyczaj to ja byłam Panią sytuacji i dawałam wypowiedzenie a tu zonk i stanęłam po drugiej stronie barykady.
Szczerze mówiąc nie zmartwiłam się tym. Prezes powiedział, że dostanę sporą premię uznaniową na odchodne. Znajdę inną pracę - pomyślałam - i nie będę musiała się stresować brakiem oszczędności dzięki tej premii. Na miesiąc życia spokojnie by mi wystarczyło.

Następnego dnia zawołała mnie kierowniczka. Zaproponowała mi żebym została jeszcze miesiąc bo święta, bo będzie mi ciężko - oczywiście straciłabym wtedy premie uznaniową, więc z honorem odmówiłam tłumacząc, że skoro Warszawa mnie nie chce, to ja nie będę się przed nimi płaszczyć i łapać każdej ostatniej deski ratunku, którą z łaską mi ofiarowują. 

Zaczęłam już obmyślać jak się pożegnam. Zżyłam się z tymi ludźmi - w końcu spędzaliśmy ze sobą naprawdę sporo czasu zapieprzając darmowe nadgodziny. Wymyśliłam spersonalizowany drobny prezencik dla każdego a do Warszawy, która raczyła mną wzgardzić, chciałam wysłać przekorną pocztówkę z Krakowa, z naklejoną palmą i dopiskiem "Pozdrowienia z bezrobocia!" - pogodziłam się z sytuacją i cieszyłam się, że w końcu sobie odpocznę! 

Zwariowałam


Następnego dnia - w piątek - przyszłam zadowolona do pracy. Totalnie pogodzona z sytuacją, wręcz nawet ucieszona z obrotu sprawy! Z chęcią wykonywałam obowiązki, prezentowałam mój czarny humor odnośnie zwolnienia, gdy nagle zawoła mnie prezes mówiąc, że może uda mu się załatwić mi pracę. Podkreślał, że świetnie się im sprawdziłam i z czystym sumieniem poleci mnie komuś innemu! Wyobrażacie sobie! Podziękowałam i byłam w mega pozytywnym szoku! Super! 


Zadowolona zakończyłam zmianę i od razu po wyjściu z budynku chciałam zadzwonić do mojego chłopaka i podzielić się radosną nowiną, że Pan prezes poleci mnie innemu pracodawcy!
Niestety nie odebrał, ale za to dzwonił Prezes.... 
- O ho! - pomyślałam - coś spierdzieliłam i pewnie się muszę wrócić ehh..

- Halo? - Powiedziałam niepewnie
- Pani Kasiu nie uwierzy Pani co się stało!? - był ewidentnie podekscytowany - Zadzwonił Pan Prezes prezesów T. i powiedział że przedłużamy z Panią umowę, zmienił zdanie! 
- yyy....eeeee... Jeju super! - wykrztusiłam z siebie w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. W ciągu dwóch dni zdążyli mnie wylać i znów zatrudnić... No czy to jest normalne? Zamarłam. 

Cała ta sytuacja jest tak chora, że do tej pory ciężko mi w to uwierzyć... o co w ogóle chodzi?! 
Byłam w takim szoku, że nie zdążyłam nawet zapytać na jakich zasadach chcą ze mną pracować, bo jeżeli na takich jak wcześniej - czyli nie płacą za nadgodziny - to dziękuję.

Szok. 

Komentarze

  1. Witam.
    Mimo, że jestem trochę oderwana od całej sytuacji to po przeczytaniu tego wpisu mogę wszystko zrozumieć. Taka praca gdzie panuje, mówiąc wprost, wyzysk i kanciarstwo to po prostu RAK. Sama pracuję w Wawie i tam często są takie sytuacje. I ja, że już miałam do czynienia z tego typu zatrudnieniem, stanowczo odradzam takiej współpracy. Wydaje mi się, że po prostu chcą Cię znowu wykorzystywać. Mogę się jednak mylić. Mimo to spróbuj, a jak znowu coś będzie nie tak to od razu uciekaj stamtąd gdzie pieprz rośnie!
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty