A to chyba masz po rodzicach...

Miałam napisać ten post już jakieś 2 tygodnie temu, pełna emocji i żalu. Jednak z braku czasu i wolnego weekendu dałam sobie czas na przemyślenie i analizę wydarzenia, o którym zaraz Wam opowiem.
Zanim jednak pokuszę się o historię sprzed parunastu dni, przybliżę Wam pewną autentyczną i przykrą sytuację, która wpłynęła na mnie tak bardzo, że teraz gdy ktoś porównuje mnie, moje zachowanie, moje decyzje do życia moich rodziców - dostaję białej gorączki.. 

Ciocia


Jest parę osób w moim życiu, które bardzo mi pomogły - nie mogę temu zaprzeczyć. Jedną z nich jest moja ciocia, która mieszkała razem z moją kuzynką (jej córką) i swoją mamą w domu nieopodal mojego rodzinnego gniazda. Ciocia pod wieloma względami była kobietą godną podziwu - taki cichy bohater, który robi wiele, a niewielu to dostrzega. Jednak nie jej życiorysowi chciałabym teraz poświęcić ten wpis, jedynie napomknę jak relacja z nią ucichła, zanikła.

Około dwa lata temu zmarła moja kochana babcia. Pogrzeb nie był jakimś wielkim wydarzeniem, nie było stypy, czy wielkiego zjazdu rodzinnego - jedynie skromna uroczystość, na której zgromadzili się znajomi mieszkańcy wsi. Wszyscy przyglądali się nam - najbliższej rodzinie - jak na trędowatych, z racji tego, że gdy babcia umarła, oprócz pogotowia przyjechała też policja pod dom.
Rodzice tego strasznego dnia byli nietrzeźwi, ja dzwoniąc na pogotowie mówiąc o tym wydarzeniu zostałam poinformowana, że zgłoszenie już było od mojego taty.. zdziwiłam się, bo przecież kazał mi zadzwonić, tłumacząc, że sam się boi. Wspomniałam podczas rozmowy, że moi rodzice są pijani (bo byli..) uznałam, że powinnam o tym powiedzieć - nie wiem czy słusznie. Przez to, że o tym wspomniałam - a zgłoszenia na ich libacje nie były pierwszyzną - podjechała też policja. 

Po pogrzebie wróciliśmy do domu. Jak wspomniałam stypy nie było mimo, iż spodziewaliśmy się przyjścia wuja , nie pojawił się. Wróciłam do Krakowa a parę tygodni później odwiedziłam moją przyjaciółkę, która również była na pogrzebie.
Powiedziała mi, że mama mojej cioci, wspomnianej już na początku postu opowiadała na moja rodzinę okropne rzeczy po pogrzebie. Nie dowiedziałam się konkretnie co, bo moja przyjaciółka stwierdziła, że lepiej żebym nie wiedziała... Mogę się jedynie domyślać, znając ją, jej plotkarskie zdolności i umiejętność gardzenia ludźmi.

Cała ta historia nie do końca ma wiele wspólnego z tytułem wpisu. Zmierzam wciąż do tego, że wspomniana przed chwilą mama mojej cioci (może roboczo nazywajmy ją Panią M.) już wcześniej sprawiła, że postanowiłam ograniczyć odwiedziny i kontakty z tą częścią rodziny.

Pani M. nie lubiła mnie - wiem to. Miałam wrażenie, że moje pochodzenie w jej oczach jakby z góry skazuje mnie na bycie śmieciem, a wszystko co mam zawdzięczam jej, cioci i mojej kuzynce. Zwykła rozgadywać po wsi, że dostałam się do liceum dzięki mojej kuzynce, że jestem nieukiem - co oczywiście jest bzdurą! Jakby do liceów przyjmowano przez znajomości to sorry, ale skończyła by się równość społeczna. Poza tym żadna z nich nie była jakąś szychą z wtykami... Ciocia jedynie stymulowała mnie i sugerowała, że pójście do tego liceum pozwoli mi odciąć się od patologii - za co jestem jej wdzięczna. Na wyniki i świadectwo pracowałam sama!

Gdy nasze kontakty zaczęły się rozluźniać ciocia czasem jeszcze dzwoniła do mnie, pytając co słychać. Rozmowy trwały czasem godzinami. Raz dzwoniąc w tle usłyszałam jej matkę - Panią M. Donośnym głosem obwieszczała z pretensją "Po co nie niej dzwonisz?! Ona jest taka jak oni (moi rodzice) itp" Zrobiło mi się MEGA przykro. Bardzo dużo pracy włożyłam w to by się wyrwać i ułożyć sobie życie. Lata terapii, stany depresyjne, wiele błędów... ogarnęła mnie ogromna złość.

Nasze relację ucichły. Nie chcę utrzymywać kontaktów z kimś kto nie szanuje mnie jako człowieka. Samo porównywanie do rodziców nie jest niczym złym - jestem ich córką i tak będzie na zawsze... Jednak złośliwe wytyki, wzbudzanie poczucia winy, deptanie - nie chce tego. Od tamtej pory, gdy ktoś złośliwie porównuje mnie do mamy lub taty, ogarnia mnie niepohamowana złość. 

"Ten zapał to masz chyba po rodzicach, co?..." 

Około dwa tygodnie temu zadzwoniła do mnie przyjaciółka, jedna z niewielu osób, która wie o tym blogu - pytając kiedy będzie wpis. Bardzo mi miło, słysząc takie pytania. Wiem, że moje "pióro" nie jest najwyższych lotów, ale lubię i zawsze lubiłam pisać.
Blog to nie jest moją praca - OBVIOUSLY. Robię to dla przyjemności i głównie z myślą o sobie. Pomimo lat terapii wciąż  - niczym kamienie w kieszeniach - ciążą mi niektóre widma przeszłości. Wypisywanie ich TU, sprawia mi ulgę i zarazem, może pomoże komuś tak "pato" jak ja.
Na pytanie przyjaciółki, kiedy będzie wpis, nie potrafiłam jednoznacznie odpowiedzieć. W tamtym czasie akurat wyszło tak, że nie miałam czasu - nie wiedziałam kiedy najdzie mnie wena i chęć. Moją odpowiedź przyjaciółka skwitowała właśnie zdaniem z podtytułu: "Ten zapał to masz chyba po rodzicach.." - zatkało mnie, totalnie nie spodziewałam się takiego "ostrza" wymierzonego we mnie. "Eeee...yyyy..." - przelazło mi przez gardło i milion myśli w głowie, w tym jedna, by rzucić słuchawką... Moja patologiczna chęć bycia zawsze miłą i nie urażania nikogo wzięła górę i coś - nawet nie pamiętam co - wydukałam na swoją obronę. Chyba byłam w szoku.

Wiem, że moja przyjaciółka nie miała nic złego na myśli- a może miała, tego nie wiem. Strasznie to było słabe i przypomina mi właśnie Panią M., i jej "ona jest taka jak oni(...)". 
Te słowa działają na mnie jak płachta na byka, ale moje spokojne usposobienie tłumi negatywne emocje, które słysząc to gromadzą się pod językiem, i cisną na usta jako wiązanka przekleństw. Nie wiem czy to mój takt, czy bardzo pokojowe usposobienie sprawia, że nie reaguje impulsywnie.

Taka jak oni

Czy jestem taka jak oni? No jasne, że tak! Większość mojego życia spędziłam z moimi rodzicami i logicznym jest, że stety/niestety przejęłam wiele wzorców ich zachowań. Pamiętać należy, że wzorce nie bywają jedynie tymi złymi! Poza tym, każdy jest inny i nawet alkoholików nie należy mierzyć jedną miarą.
Włożyłam dużo pracy, by zdać sobie sprawę z tego co determinuje niektóre z moich reakcji na dane sytuacje. Wiecie, problem typu "Jesteś taki jak oni(...)" jest złym znakiem w momencie, kiedy nie zdajesz sobie sprawy z tego, że powielasz schemat. Jeżeli już go znasz, potrafiłeś z niego wyjść, znasz komponenty niepowodzeń Twoich bliskich, to doskonale zdajesz sobie sprawę co zrobić, by nie pokierować SWOJEGO życia na złe tory.

Wiecie co jest najgorsze?!  

Że niektórzy ludzie, mino, iż jesteś dorosłym człowiekiem, jest ok, jesteś szczęśliwy itp. i tak wciąż będą wkładali Cię do jednego worka z patologią. Ty pniesz się w  przysłowiową górę, w końcu czujesz się wolny od odpowiedzialności za życie Twoich rodziców, a ktoś "miły" przypomni Ci gdzie jest Twoje miejsce.

Napisałam ten tekst nie po to by kogoś, obrazić, czy by poinformować kogoś o moim żalu. Ostatnie wydarzenia jedynie zainspirowały mnie to tego wpisu.💓👍😉

Komentarze

Popularne posty