Dziecko z ogromnym kredytem

Basia

Czas na kolejną retrospekcję, do której zainspirowało mnie niedawno zobaczone zdjęcie na Facebooku - znowu - mojej przyjaciółki z dziecinnych szkolnych lat.  Mimo, iż powinnam zamknąć niektóre rozdziały w moim życiu - wracam do nich i analizuję. Można powiedzieć, że są to wciąż niezagojone rany - nie tak otwarte jak niegdyś przed terapią, ale wciąż dające o sobie znać i wymagające opatrunku. 

Z Basią znałyśmy się od przedszkola i już wtedy przyjaźniłyśmy się. Całą podstawówkę siedziałyśmy w jednej ławce szkolnej, wspólnie spędzałyśmy czas nawet po lekcjach u niej w domu. Nasza zażyłość siłą rzeczy sprawiła, że i nasi rodzice poznali się. Nie mogę powiedzieć, że się zakumulowali, ale polubili na pewno. Rodzice Basi byli przemiłymi ludźmi - bardzo wierzącymi, dobrymi i nie upatrującymi się w drugim człowieku złych cech. Ufali ludziom, bo zapewne takowymi - godnymi zaufania - się otaczali. 

Już pod koniec podstawówki w moim domu zaczynało dziać się coś złego. Wciąż narastające problemy finansowe i ucieczka w używki moich rodziców bardzo odbijała się na mnie i moim bracie... i wtedy to moi rodzice zrobili coś, co na zawsze zniszczyło moją przyjaźń z Basią.

Bardzo popularne wśród mniej świadomych ludzi było wtedy branie chwilówek. Jeden kredyt za drugim by spłacić poprzedni. Zaczęło się od kredytu, który miał pomóc moim rodzicom w rozpoczęciu budowy domu. Mieli ambitne plany, zakupili projekt, cześć materiałów, podciągnęli media na działkę i inne podstawowe czynności przed wylaniem fundamentów. Jednak nie wiedzieć czemu na tym się skończyło. Zaczęli mieć problemy ze spłatą tego kredytu, więc zaciągali następny, który pozornie miał im pomóc. Zdrowy rozsądek zaczął zanikać wraz z coraz bardziej widocznym nałogiem alkoholowym i wtedy postanowili wziąć pożyczkę, którą żyrować zgodzili się niczego nieświadomi rodzice Basi.

O niczym nie wiedziałam. Rodzice nie opowiadali mi o swoich kredytach, ale Basia wiedziała i wszystko zaczęło się psuć, gdy po raz pierwszy przyniosła mi list z ponagleniem do spłaty przekazany przez jej mamę. Pamiętam jak dziś tą biało-zieloną kopertę i poczucie wstydu jakie mnie ogarnęło. Niedługo później nasze drogi zaczęły coraz bardziej się rozchodzić. Mimo, iż wiedziałam, że to nie moja wina, czułam się odpowiedzialna, bo siłą rzeczy zostałam w to wplątana. Było mi strasznie przykro - straciłam przyjaciółkę, z którą miałam wiele pięknych wspomnień. 

Dziecko z wielkim kredytem


Tak jak Wam wspominałam moja wyprowadzka z domu gdy szłam do liceum wcale nie sprawiła, że odcięłam się od wszystkich złych wydarzań - wciąż byłam uwikłana w tą patologię i wciąż czułam się odpowiedzialna za to co się dzieje w domu rodzinnym. Często zostawałam na weekend w internacie, jednak mimo tego problemy moich rodziców prześladowały mnie nawet tam. 

Będąc na zlocie harcerskim z okazji 100-lecia ZHP, Basia i jej rodzice znając mój numer telefonu, potrafili wydzwaniać do mnie paręnaście razy dziennie, naciskając na spłatę kredytu. Płakałam po nocach w namiocie martwiąc się skąd wziąć pieniądze. Przychodziły mi do głowy najgorsze scenariusze od dzwonienia po znajomych by pożyczyli mi gotówkę, po kradzież czy nawet moje samobójstwo - miałam dość. Nie miałam nawet 18 lat, nie pracowałam, nie miałam grosza przy duszy, nie miałam na podstawowe rzeczy do szkoły czy nawet na ten wyjazd, który de facto był sponsorowany dla mnie przez hufiec.. nie miałam nic, a czułam jakbym to ja miała ten kredyt, jakby to była moja wina. Nie potrafiłam poradzić sobie z emocjami, byłam załamana i totalnie bezradna.

Pewnego dnia wychowawczyni w internacie przyniosła mi list zaadresowany do mnie na adres liceum. Z nikim nie korespondowałam, więc byłam bardzo zaskoczona i podekscytowana... Emocje się zgoła odmieniły gdy go otwarłam. Koperta wypełniona była zdjęciami Basi leżącej w szpitalnym łóżku z podłączoną aparaturą ułatwiającą oddychanie, podbitymi oczyma i bardzo opuchniętą twarzą. Załączony był też list, w którym mama Basi błaga, żebym poprosiła rodziców, by spłacali kredyt, bo Basia miała bardzo poważny wypadek, ledwo uszła z życiem. Potrzebują pieniędzy a spłata zobowiązań moich rodziców uniemożliwia im odpowiednią opiekę nad córką, która wymaga specjalistycznej opieki. Byłam w szoku, czułam się bezradna i załamana. Nie wiedziałam co robić, skąd wziąć pieniądze. Wiedziałam, że rodzice nie mają i nie będą mieli - pili na umór zupełnie odcinając się od rzeczywistości. Przekazałam im list, na długo jeszcze nie mogłam się otrząsnąć. 

Z perspektywy czasu, czuje ogromną złość. Rodzice Basi skutecznie zadbali o to bym, mimo wyprowadzki, z domu nie odcięła się od ich problemów. Nigdy nie czułam się tak bezradna. Do tej pory pamiętam ból brzucha, który mi wtedy towarzyszył na każdym kroku. Chciałam się zabić, naprawdę nie chciałam, żyć. Myślę, że totalnie nie zdają sobie sprawy z tego, do jakiego stanu psychicznego doprowadzili dziecko. Rozumiem ich desperację - chora córka, szukanie jakiejkolwiek pomocy... ale dlaczego tak nieodpowiedzialnie wplątali mnie w to. Jako nastolatka nie byłam na to zupełnie przygotowana, nie widziałam wyjścia z sytuacji .. jedyne to, by ze sobą skończyć, by wszystkim ulżyło i mnie też. 

Moja rola 

Z racji braku odpowiedzialności rodziców i zaawansowanego już wtedy nałogu podświadomie stałam się nadodpowiedzialna. W psychologii  dostrzeżono, iż dziecko w rodzinie dysfunkcyjnej przyjmuje różne role. "Rodzina to system, którego podstawowym celem jest rozwój wszystkich jego członków. Gdy prawidłowo funkcjonuje, poszczególni członkowie w sposób elastyczny wypełniają określone role służące zaspokojeniu jej potrzeb. Ale ten sprawny mechanizm przestaje takim być, jeśli ktoś z dorosłych nadużywa alkoholu. Wraz z nasileniem kryzysu rodzinnego staje się on coraz bardziej chaotyczny i niestabilny, między innymi dlatego, że jedno lub oboje rodzice przestają wypełniać swoje role."  By rodzina mogła funkcjonować normalnie, to dzieci podświadomie przyjmują rożne role:
  • Bohater rodziny
  • Kozioł ofiarny
  • Maskotka
  • Dziecko niewidzialne
Nie da się jasno zaklasyfikować dane dziecko dla danej grupy, bo każda sytuacja rodzinna jest inna i wymaga innych rozwiązań. Jednakże jakbym miała wybierać to byłabym bohaterem rodziny. Z zewnątrz wyglądałam jako odpowiedzialna młoda osoba. Brałam na siebie różne obowiązki i świetnie sobie z nimi radziłam. Dobrze się uczyłam, byłam zaradna - pozazdrościć córki. Jednak w środku byłam totalnie rozbita, nieszczęśliwa, osamotniona i zaniedbana. Zostałam obdarta z dzieciństwa i obarczona problemami, z którymi nawet niektórzy dorośli nie mogliby sobie poradzić. Bałam się, nienawidziłam mojego życia i siebie.

Nie mam żadnej puenty na zakończenie tej retrospekcji. Do tej pory gdy o tym myślę, czuję złość na rodziców Basi, że obarczyli mnie tym ciężarem, którego jako dziecko nie byłam  w stanie unieść i sprostać. Nie potrafię sobie wyobrazić, co mieli w głowie myśląc, że dziecko, które nie ma zaspokojonych podstawowych potrzeb, znajdzie sposób na spłacenie kredytu rodziców. Jak?!

Z Basią znajomymi na Facebooku nie jesteśmy. Została oznaczona na zdjęciu innej znajomej. Darzy mnie wielką nienawiścią jakbym to jak była przyczyną jej wypadku i problemów z pieniędzmi jej rodziców. Stałam się współodpowiedzialna w jej nieszczęściu mimo, iż jako dziecko nie miałam z nim nic wspólnego. Jest mi przykro i wciąż z sentymentem patrzę na to jaka więź nas łączyła przed niefortunnymi zdarzeniami. Do tej pory nie mogę uwierzyć jak to wszystko się potoczyło.



Komentarze

  1. Często takie przyjaźnie już nigdy się nie odnawiają...a szkoda. Smutna historia, ale jakże prawdziwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie to napisałaś

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty