Pracowałam w Biedronce - moja subiektywna opinia


Pracowałam w Biedronce od maja 2015 do września 2016. Nie jest to niewiarogodnie długi okres czasu, ale wystarczający alby wyrobić sobie opinię. 

Zacznę od tego jak to się stało, że znalazłam tam pracę. 

Pracowałam w Centrum Dystrybucyjnym tegoż dyskontu, ale nie stricte w Jeronimo Martins a w firmie podwykonawczej - w ochronie. Nie była to typowa ochroniarska praca, a kontrola dostaw, które były przygotowywane do wysyłki na sklepy. Byłam okropnie niezadowolona! Zdecydowałam się na nią bo oferowali umowę o pracę, a zależało mi na tym by w końcu znaleźć pracę i mieć prawo do urlopu, choroby itp. Oprócz tego miałam też umowę zlecenie, z której miałam rozliczane nadgodziny... sprytnie nie? Żeby nie musieli płacić 50% więcej wymyślili sobie kolejną umowę... Kobity godziły się na to bo zależało im na pracy. A jak już podpisałeś to co... mogłeś się tylko na siebie złościć. 
Popracowałam pół roku i odeszłam. 
Chciałam zatrudnić się w Centrum Dystrybucyjnym lub w ogólnie w Jeronimo. Wydawało mi się, że mają świetne warunki, normalną umowę (jedną) itp. W międzyczasie złożyłam też papiery na staż w tejże firmie. Pochwaliłam się tym koleżanką i co się stało?
Na spotkaniu pracowniczym dowiedziałam się, że jak, któraś z nas zatrudni się w centrum to nasz kierownik osobiście postara się, żeby nas zwolniono...a wcześniej żebyśmy tej pracy nie dostały.
Ja pierdziele....Nie chciałam ryzykować, nie mogłam sobie pozwolić na utratę pracy, bo nie miałam żadnych oszczędności. Rozsyłałam CV w różne miejsca w tym do sklepu Biedronka. Pomyślałam, że tam ten koleś nie ma zasięgów i może mnie cmoknąć. 

Dostałam pracę

Zadzwonili do mnie po około miesiącu. Nie zastanawiając się wiele poszłam na rozmowę. Przywitała mnie miła bardzo kompetentna Pani Rejonowa i nalegała bym od razu podpisała papiery, że chce pracować. Zgodziłam się. Dlaczego? Ze względy na zarobki. Pracując na 3/4 etatu zarabiałabym tyle ile teraz za cały etat. No i miałabym blisko, bo Centra zazwyczaj zlokalizowane są poza aglomeracjami a sklepy? Pełno ich wszędzie!

Na początku byłam bardzo zadowolona. Nie miałam nocek, zazwyczaj siedziałam na kasie, właściwie to praktycznie cały czas. Sklep miał świetne wyniki, więc wypłata "się zgadzała", nie byłam przemęczona itp.
Po paru miesiącach podpisałam umowę o pracę na cały etat, wciąż miałam głównie dniówki, bo nie miałam szkolenia na wózek by móc cokolwiek zrobić w nocy i siedziałam na kasie. Po pół roku wysłano mnie na szkolenie... Długo nie? Też mi się wydawało, że to trochę długo, ale nie mogłam się doczekać, aż w końcu zejdę z tej kasy i popracuję inaczej. Jakież było moje zdziwienie jak... po szkoleniu dalej siedziałam na kasie!
Uważałam, że to nie uczciwe... Dlaczego? 
Dlatego, że firma ta daje świetne warunki do rozwoju, fajny system oceny pracowniczej i możliwość awansu, ale jak miałam się wykazać, jak CAŁY CZAS SIEDZIAŁAM NA KASIE!

Ocena pracownicza

Po ocenie pracowniczej, oczywiście zgodnej z oczekiwaniami, bo jak miałam ocenić się na wyższą skoro nie wiele umiałam na sklepie - nie wypiekałam pieczywa, nie opiekowałam się warzywniakiem itp. - zaczęłam o wiele więcej pracować na sklepie. Jasno określiłam swoje ambicje i dało to oczekiwany efekt, co jest naprawdę spoko, bo ewidentnie ukazuje, że jak ktoś chce to może się rozwijać. 
Nie ma co się oszukiwać, praca na sklepie jest bardzo ciężka - szczególnie dla kobiety. Ciężkie kartony dźwigane w pośpiechu to codzienność... Ktoś powie, że przecież nie muszę się śpieszyć...?!
To prawda, ale presja jest tak duża, że nie da się nie śpieszyć. Przecież nie można cały dzień rozkładać palety tylko dlatego, że podnosząc ciężar muszę zachować prawidłową postawę, zastawiając jednocześnie pół alejki paletą. Poza tym WIECZNIE brakuje ludzi! Jak człowiek ma się nie śpieszyć jak wykonuję pracę za dwóch czy trzech i musi ją skończyć na czas... 

Nocki mimo braku klientów też były mega ciężkie. Trzy osoby miały rozłożyć całego tira - 33 palety - w 8 godzin. Niewykonalne.
Powiem Wam, że ja biegałam. Wszyscy biegaliśmy, za uchem słysząc tylko SZYBKO! SZYBCIEJ! - wykrzykiwane przez kierownika rozkładającego aktualną promocję w koszach. Wszystko po to żeby rozłożyć chociażby podstawowe rzeczy, konieczne na otwarcie rano...  po 8h byłam jak zdechlak a po 12h - wole nie mówić.  

WIGILIA

Pewnego dnia, dokładnie w Wigilię Bożego Narodzenia zostałam oddelegowania na obsługę pieczywa i warzywniaka. Jako klienci doskonale wiecie jaki ruch jest w sklepach przed świętami. Ludzi było MNÓSTWO. Pieczywo wymiatało w moment, warzywa owoce to samo! A JA SAMA... Sama musiałam wszystkiego pilnować, dokładać, dopiekać ani chwili wytchnienia. Reszta dziewczyn siedziała na kasach - to była konieczność.  Wypiekłam tego dnia wszystko co mogłam i wyłożyłam wszystkie dostępne warzywa i owoce. Sama poprzekładałam tyle setek kilogramów, że nawet nie potraficie sobie wyobrazić - ja, kobieta, młoda, drobna...
Nie miał mi kto pomóc, bo nie było ludzi oczywiście... Z braku siły poprosiłam raz klienta o pomoc -czego nie powinnam robić - i wiecie co? Popatrzył na mnie jakbym była nienormalna. Pomógł mi dosypać pomarańczy do maszyny do soków narzekając przy tym na to, że go ręce bolą od trzymania w górze, tak jakbym zmusiła go co najmniej do przerzucania kartofli! Przerzucając jabłka coś przeskoczyło mi w biodrze. Dość, że miałam tyle pracy nie mogłam stanąć na nodze! Myślałam, że "zejdę"... ale byłam silna i dałam rady. Nawet kierowniczka była zadowolona, o dziwo.. - bo w stresie nie raz mnie zrypała...
Noga bolała mnie aż do lutego. Nie tak, że nie mogłam chodzić, ale cały czas ją czułam od pośladka aż do palucha w stopie. Darowałam sobie pracę na sklepie, chciałam siedzieć na kasie.

Ból minął a ja totalnie sobie odpuściłam. Postanowiłam mieć w tyłku pośpiech, myślałam tylko o sobie. Nie raz później jeszcze byłam na warzywniaku i słuchałam wiecznego niezadowolenia kierowniczki... To źle, tamto źle, to nie tu ma być, to przełóż... Nie przemęczałam się, wiem to. Na bezpośrednie pretensje odpowiadałem - "przykro mi". Rozstałam się z myślą o awansie - kierownicy też mają przekichane - ciągły stres i kontrole. W dodatku nie przepadałam za nimi i nie wyobrażałam sobie współpracy z nimi. 

Później przeniesiono mnie na inny sklep, było milion razy lepiej. Wcześniejszy sklep był wysokoobrotowy - ten był nowo otwarty, ludzie na niego ściągnięci byli świetni. Stworzyliśmy fajną ekipę i pracowało się o wiele fajniej. Mimo to, nie widząc już tam dla siebie żadnych perspektyw zaczęłam szukać innej pracy i udało się. 

Co do bólu nogi, okazało się, że nabawiłam się rwy kulszowej. RWA w wieku 25 lat!  Dokucza mi do tej pory gdy się przedźwigam, lub za szybko podniosę coś ciężkiego... 

Plusy pracy w Biedronce:

  • Realna możliwość awansu w strukturach sklepu i całej firmy.
  • Bogaty socjal (paczki, bony, zniżki)
  • Multi-sport jest dosłownie za grosze
  • Trzynastka - premia roczna
  • Szkolenia
  • Elastyczny grafik
  • Podnoszenie się zarobków + premie
  • Praca z ludźmi

Minusy pracy w Biedronce:

  • Ciężka praca
  • Za dużo obowiązków przypada na jedną osobą
  • Stres
  • Chroniczny brak ludzi
  • Niska płaca w stosunku do tego jak ciężko bywa
  • Ogromna rotacja ludzi
  • Kierownikami czasem zostają ludzie, którzy jakby urwali się z choinki. Totalnie nie potrafiący zarządzać ludźmi, niekompetentni... 
  • Bezpośrednia praca z klientem bywa trudna i niebezpieczna - kradzieże, agresja. 
  • PRZERWA TRWA TYLKO 15 MIN NAWET PRZY 12H PRACY - co jest chore, nie ma szans zjeść ciepłego posiłku czy napić się herbaty.
  • Pośpiech, stres i zmęczenie mogą przyczynić się do wypadku, nie koniecznie z udziałem pracownika a klienta. A kto wtedy odpowiada oprócz sklepu? TY! 

Komentarze

Popularne posty